Przejdź do głównej zawartości

Kiedy pytają o wartość, to ?



Całkiem niedawno byłem świadkiem budujących scen, jakie miały miejsce na jednej z sal sądowych w trakcie składania przez biegłego wyjaśnień do sporządzonej przezeń opinii. Teza dowodowa, na którą miał odpowiedzieć biegły z zakresu szacowania wartości nieruchomości brzmiała mniej więcej tak: „określić wartość poniesionych przez użytkownika wieczystego nakładów polegających na …” i w tym miejscu sąd raczył był wymienić szczegółowo to, czego określenia wartości się domagał. Biegły na sporządzenie opinii przeznaczył nieco tylko ponad sześć miesięcy zdawało się zatem, że opinia, kiedy ją w końcu otrzymamy, będzie przekonująca, logicznie spójna i rzetelna. Udzieli również biegły w jej treści wyczerpującej odpowiedzi na pytanie sadu - taką przynajmniej mieliśmy nadzieję. Niestety lektura opinii biegłego w najmniejszym nawet stopniu nie przybliżyła nas (nas, to znaczy sądu i stron postępowania) do odpowiedzi na pytanie o wartość wymienionych przez sąd nakładów. Poznaliśmy za to, w obszernym tekście liczącym sobie 67 stron dość gęsto zadrukowanych, poglądy biegłego na temat jego kompetencji, zakresu działania, do którego powołał go ustawodawca a w ślad za nim sąd, imponującego katalogu podstaw prawnych i orzecznictwa jakim biegły w toku sporządzania opinii się kierował oraz, co może miało jakiś związek z tezą dowodową, poglądy biegłego na zasadność, a raczej brak zasadności zaliczenia poszczególnych rodzajów wymienionych przez sąd nakładów na poczet różnicy pomiędzy opłatą zaktualizowaną a dotychczasową. Na sześćdziesiątej ósmej stronie wyprodukowanego przez biegłego tekstu ujawniono, w formie liczby, jedną wartość: wartość honorarium, jakiego zażyczył sobie biegły z tytułu sporządzenia opinii. Pomimo, że wartość tę opisano liczbą siedmiocyfrową to na szczęście dwie ostatnie cyfry od pięciu poprzedzających oddzielał przecinek. W innym wypadku gotowi bylibyśmy przyjąć, że biegłemu oprócz kompetencji pomyliły się również kartki i rubryki.

W trakcie posiedzenia biegły został poproszony o złożenie opinii uzupełniającej i określenie wartości nakładów, o których mowa w postanowieniu o dopuszczeniu dowodu. Nie tylko w moim przekonaniu biegły prośbę tę zignorował i ponownie, wspierając się odpowiednimi przepisami prawa oraz orzecznictwem szeroko wywodził, iż wymienione przez sąd rodzaje nakładów nie powinny zostać zaliczone na poczet różnicy pomiędzy opłatą zaktualizowaną a dotychczasową.

Kolejna, w sposób znacznie bardziej stanowczy przez sąd wyrażona prośba do biegłego również nie dotarła w całym swym znaczeniu, bowiem spotkała się jeśli nie z identyczną, to bliźniaczo niemal podobną reakcją biegłego uzupełnioną, co warto podkreślić, dodatkowym wątkiem dotyczącym braku możliwości weryfikacji faktu poniesienia nakładów spowodowanego brakami w dokumentach i dowodach przedstawionych przez użytkownika wieczystego. Zdaje się biegły zaczął wyczuwać, że ani sąd ani strony nie są jakoś szczególnie podekscytowane efektami jego pracy i jedyną linię obrony zobaczył w wykazaniu braku kompetencji pełnomocnika powoda.
Nieco ponad godzinne zmagania z trudną materią wartości zakończyły się oddaleniem wniosku biegłego o przyznanie wynagrodzenia, ukaraniem biegłego grzywną w wysokości niemal jednej czwartej żądanego honorarium, odroczeniem rozprawy i powszechnym jak sądzę, bólem głowy.

I przyszło mi się na koniec zastanowić. Teza dowodowa była wyjątkowo jasno sformułowana, pytania proste choć zdaję sobie sprawę z tego, że skomplikowanym mogło być udzielenie na nie precyzyjnej odpowiedzi. Skąd jednak pomysł wchodzenia do sądowego ogródka i rozstrząsania zagadnień prawnych? Kiedy pytają o wartość to właśnie wartość chcą znać. Czasem rzucą okiem na uzasadnienie ale nikogo nie interesują prywatne poglądy biegłego na temat orzecznictwa Sądu Najwyższego.

Popularne posty z tego bloga

Przeznaczenie nieruchomości gruntowej.

Czytając operaty szacunkowe, które powstają w toku postępowania dowodowego w sprawach administracyjnych odnoszę wrażenie, że niektórzy rzeczoznawcy majątkowi w jakiś przedziwny i pokrętny sposób rozumieją pojęcie przeznaczenia nieruchomości. Być może wynika to z brzmienia art. 154 ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 roku o gospodarce nieruchomościami (t.j. Dz. U. z 2010, nr 102, poz. 651, ze zm.; dalej ugn), który nakazuje określić przeznaczenie nieruchomości w pierwszej kolejności na podstawie obowiązującego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego a następnie, w sytuacji braku planu miejscowego na podstawie studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy lub decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Nie można mieć pretensji do rzeczoznawców majątkowych w taki sposób określających przeznaczenie nieruchomości skoro obliguje ich do tego zapis ustawowy czytany wprost. Jednak zarówno w środowisku rzeczoznawców jak i osób związanych z gospodarow

Nieruchomość podobna. Naprawdę?

W ramach zawodowych obowiązków czytam operat szacunkowy z określenia wartości rynkowej nieruchomości gruntowej zabudowanej budynkiem handlowym należącym do jednej z dużych sieci. Operat sporządził, powołany przez organ wykonujący zadania z zakresu administracji rządowej, rzeczoznawca majątkowy. Fachowiec z państwowymi uprawnieniami. Przedmiotem oszacowania jest wartość rynkowa nieruchomości. Zakresem wyceny objęto wartość prawa własności gruntu. Operat sporządzony został dla celu aktualizacji opłaty rocznej z tytułu użytkowania wieczystego. Powierzchnia nieruchomości szacowanej to nieco ponad piętnaście tysięcy metrów kwadratowych. Przeznaczenie: tereny usług i handlu z możliwością lokalizacji obiektów handlowych o powierzchni powyżej dwóch tysięcy metrów kwadratowych. Analizą rynku Autor objął teren powiatu właściwego z uwagi na położenie nieruchomości wycenianej oraz powiatów ościennych. Poszukiwania transakcji nieruchomościami podobnymi zwieńczył tabelą kilkudziesięciu trans

Własność operatu szacunkowego

Andrzejowi Świerkowi, który temat wywołał. Andrzej Świerk, w poście z 11 stycznia 2008 roku posłanym na listę dyskusyjną Izby Gospodarczej Rzeczoznawców Majątkowych poruszył temat, który jak sądzę powinien wzbudzić żywe zainteresowanie nie tylko tak zwanego Zespołu Pomocy Zawodowej, ale szerokiego grona rzeczoznawców majątkowych. Jak się wydaje Zespół Pomocy Zawodowej ma rzecz w nosie, choć z definicji w nosie mieć nie powinien. Szerokie grono albo nie ma czasu albo pokłada nadmierną ufność w ZPZ’ie.. A problem jest poważny, dotyka każdego rzeczoznawcę majątkowego, który sporządza opinie o wartości nieruchomości, w tym także w formie operatów szacunkowych (czy inna opinia o wartości nieruchomości jest możliwa?). Niech będzie zatem, nieco prowokacyjnie, że moją indywidualną opinię na ten temat wyrażę od razu zastrzegając, że nie jestem fachowcem w dziedzinie prawa autorskiego i mogę się mylić. Jak mawiał satyryk: „ moje pomyłki obciążają wyłącznie mnie ”. Wypada przejść do rzeczy.